Langosy, czardasz i muzyka Liszta czyli weekend w Budapeszcie

sobota, 4 czerwca 2022






12.03 - 13.03.2022


Mając Budapeszt niecałe trzy godziny drogi od Wiednia, w którym przebywaliśmy przez dwa tygodnie żal było nie skorzystać, spakowaliśmy więc tyłki do auta i razem z moją kuzynką i jej mężem pojechaliśmy na weekend do węgierskiej stolicy.



Przyjechaliśmy około południa, zostawiliśmy rzeczy w mieszkaniu i ruszyliśmy zwiedzać dzielnicę, w której mieszkaliśmy - Peszt. Tu bardzo przydatne są Google Maps, oznaczyliśmy sobie wszystko co chcemy zobaczyć, wybraliśmy trasę i ruszyliśmy w kierunku Zamku Vajdahunyad. Mieszkanie mieliśmy na ulicy Kiraly więc stosunkowo daleko od miejsca docelowego, ale mieliśmy naprawdę piękną pogodę więc spokojnie sobie szliśmy, aż po około 45 minutach marszu dotarliśmy do Placu Bohaterów nazywanego również Placem Tysiąclecia, który jest największym i najważniejszym placem węgierskiej stolicy, co wcale mnie nie dziwi bo ogromna kolumna z archaniołem Gabrielem, otoczona półkolistą kolumnadą z rzeźbami przedstawiającymi ważne postacie w węgierskiej historii naprawdę robi wrażenie.



Zaraz za Placem Bohaterów weszliśmy na most prowadzący na wyspę Szechenyiego, na której znajduje się miejski park i Zamek Vajdahunyad. Co ciekawe Vajdahunyad nie był nigdy siedzibą wielkich rodów, a prześmiewczo nazywany jest również zamkiem z tektury i drewna, co w zasadzie z prawdą się nie mija ponieważ pierwotnie właśnie z takich materiałów powstał na wzór obiektów z Krajów Korony Świętego Stefana (tak się oficjalnie nazywała węgierska część Austro - Węgier) jako wystawa z okazji tysiąclecia Węgier. Kompleks spodobał się mieszkańcom jednak na tyle, że później postanowiono wybudować go z trwałych materiałów i tak stoi do dziś będąc jedną z większych węgierskich atrakcji turystycznych. Na terenie ogrodów otaczających zamek znajduje się kilka ciekawych pomników na przykład Ignaca Alpara - samego projektanta zamku czy Anonymusa - pierwszego węgierskiego kronikarza, na którego cześć nazwano również znajdującą się kilka metrów dalej kawiarnię, w której postanowiliśmy na chwilę przysiąść i wypić kawę.



Po kawie ruszyliśmy na stację Hosok Tere, z której przejechaliśmy się zabytkową linią metra nazywaną również kolejką milenijną z uwagi na fakt, że podobnie jak wspomniane wcześniej obiekty powstała z okazji tysiąclecia istnienia Węgier. Co ciekawe ta linia jest nie tylko pierwszą linią metra w Węgrzech ale również w Europie i drugą na świecie! Nie mogliśmy więc nią nie pojechać ;) Podróż nie trwała długo, wysiadaliśmy raptem 3 stacje dalej nieopodal Opery Wiedeńskiej, kierując się w stronę Bazyliki św. Stefana.


A Bazylika św. Stefana to jeden z piękniejszych obiektów sakralnych jakie miałam okazję oglądać. Jak wiele obiektów w Budapeszcie, wielokrotnie była niszczona, a w obecnym stanie jest od 2003 roku.



Węgierski Parlament. Jeden z największych na świecie. Setki kolumn, ponad 80 postaci węgierskich władców i niemal stumetrowa kopuła. Wierzcie mi - moje zdjęcia niestety nie oddają tego piękna i majestatu. Bardzo chcieliśmy wejść do środka, ale... spóźniliśmy się. Zwiedzanie było możliwe do godziny 16.00, a my dotarliśmy na plac Lajosa Kossutha jakoś o 16.30. Obeszliśmy go za to ze wszystkich stron i naprawdę nie mogliśmy oderwać wzroku od tego neogotyckiego cuda, ale jak naprawdę pięknie prezentuje się ten budynek najlepiej widać ze Wzgórza Zamkowego. Jak wiele innych atrakcji, o których pisałam wcześniej, budynek został wzniesiony z okazji 1000 lecia istnienia państwa węgierskiego, co z każdą taką budowlą zaczyna zastanawiać.


Dzień 2




Zamek Królewski w Budapeszcie to jedna z niewielu atrakcji, która nie została wybudowana z okazji węgierskiej, milenijnej imprezy. Niemniej budynek jest stosunkowo "nowy" ponieważ stojący w tym miejscu pierwotny zamek został zniszczony jakoś pod koniec XVI wieku i dopiero wiele lat później, gdy na tronie zasiedli Habsburgowie zdecydowano się na budowę nowego obiektu. Ten z kolei rozbudowywano i przerabiano z okazji.... tak - milenium ;) Ale podobnie jak większość obiektów w Budapeszcie został zniszczony podczas II Wojny Światowej. Po wojnie znów go odbudowano, jednak już nie w całości. Mówi się, że niektóre, ocalałe obiekty jak np. schody Habsburgów celowo zniszczono. Ostatecznie budynek oddano do użytkowania w latach 80. My rozpoczęliśmy zwiedzanie Zamku od ruin. Ruin zamku pierwotnego, które zostały odkryte i fantastycznie zachowane, a następnie wchodziliśmy na coraz to wyższe piętra, gdzie można zwiedzić przepiękne zamkowe wnętrza i podziwiać węgierską Galerię Narodową. Nieopodal Zamku, w miejscu, gdzie startuje kolejka linowa, którą można dostać się na Wzgórze Zamkowe znajduje się osobliwy pomnik, tak zwany "kilometr 0", który służy Węgrom jako początek wszystkich węgierskich miar drogowych. Naprawdę, Węgry to niesamowity kraj! :)


Kościół Macieja znajduje się na Wzgórzu Zamkowym nieopodal Zamku Królewskiego. Powstał gdzieś w okolicy XIII wieku i przez cały czas pełnił funkcję najważniejszego obiektu sakralnego w królestwie. Podczas okupacji tureckiej pełnił funkcję meczetu, co można dostrzec w niektórych, typowych dla kultury tureckiej zdobieniach. Po odbiciu Budy, a także po pożarze, który niemal doszczętnie zniszczył kościół odbudowano go przed obchodami tysiąclecia, jednak podczas II Wojny Światowej służył niemieckim wojskom jako kuchnia polowa, a następnie Armii Czerwonej jako stajnia. Po wojnie, wieloletnich rozważaniach przyszłości obiektu, a następnie latach prac remontowych ostatecznie w roku 1970 przywrócono Kościołowi Macieja jego dawną funkcję.
Miejsce na placu Św. Trójcy dzieli wraz z Basztą Rybacką wzniesioną z okazji tysiąclecia istnienia Węgier w miejscu dawnych murów zamkowych.


Tu jedliśmy:
Anonymus - kawiarnia 3/5 3/5
Tulipan - kuchnia węgierska 3/5 3/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz