Holie Overton, Mury
czwartek, 4 października 2018
Mury Holie Overton to kolejna książka z cyklu Thrillery Psychologiczne od wydawnictwa Czarna Owca. Przyznaję, że nie są to zazwyczaj arcydzieła, lecz nie mogę też powiedzieć, że mi się nie podobają, co więcej - uważam te, które dotychczas przeczytałam: Dziecko Fiony Barton, Śladami Emmy czy Białe Ciała Jane Robins za bardzo dobre i niestety niedocenione thrillery, dlatego sięgam po kolejne by choć trochę przyczynić się do ich polecania. Thrillery psychologiczne mają to do siebie, że wywołują w czytelniku najróżniejsze emocje i niejednokrotnie sprawiają, że czytając utożsamiamy się z ... mordercą.
W najnowszej książce Holie Overton - tak kochani, to nie debiut! - mamy ważny i nieśmiertelny motyw przemocy domowej. Kristin Tucker, pracownica Biura Informacji Publicznej zajmująca się wywiadami z oczekującymi na karę śmierci więźniami, wychowuje samotnie syna i opiekuje się chorym ojcem. Syn z racji tego, że jest "mózgowcem" nie ma zbyt wielu kolegów i naturalnie w środowisku rówieśników jest traktowany jak odmieniec, w związku z czym zapisuje się na sztuki walki, a jego trenerem oraz mentorem zostaje Lance Dobson. Jak można się spodziewać między panem Dobsonem, a matką chłopaka zaczyna pojawiać się uczucie i wkrótce para się pobiera. Szczęśliwe zakończenie? Nie, to dopiero początek.
Po ślubie Lance z bezinteresownego, czułego i kochającego mężczyzny zmienia się w zaborczego i brutalnego tyrana, a biedna Kristin początkowo nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, do czego to wszystko zmierza. Zresztą - nawet, gdy rok po ślubie doskonale już wiedziała, że to co Lance robi nie jest normalne, co niby miała zrobić? Jej ojciec, Frank i syn Ryan uwielbiali Dobsona, który był dla nich taki, jak dawniej. Kobieta więc zrezygnowana, a także pełna obaw o życie ojca i syna zdecydowała się na takie rozwiązanie, które niestety wybiera większość kobiet w jej sytuacji - milczenie.
Szczęśliwie dla niej, mimo starannego ukrywania śladów pozostawianych przez męża - potwora, jeden z osadzonych więźniów dostrzega jej problem i postanawia jej pomóc. Kristin rzecz jasna nie wyobraża sobie, że mogłaby dopuścić się zbrodni, lecz co raz częściej zaczyna się zastanawiać nad słowami Harrisa. Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? Czy tylko w ten sposób uwolni się od brutalnego męża? I czy zdoła to zrobić?
Mury z pozoru są bardzo podobne do wielu tego typu książek. Jest ofiara, jest morderca i jest motyw. Jest jednak również coś, co sprawiło, że czytałam je od wschodu do zachodu słońca, nieustannie aż dotarłam do końca. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, co to takiego. Czy to styl autorki? Taki prawdziwy, niebanalny, lekki i przejmujący? Czy to główna bohaterka, która nie została stworzona jako cicha, nieśmiała myszka przeobrażająca się w lwicę, tylko właśnie jako lwica? Czy może tak bolesny i wciąż ukrywany problem z którym się borykała? Myślę, że wszystko to w jakimś stopniu się przyczyniło do tego, że nie mogłam się od niej oderwać.
W najnowszej książce Holie Overton - tak kochani, to nie debiut! - mamy ważny i nieśmiertelny motyw przemocy domowej. Kristin Tucker, pracownica Biura Informacji Publicznej zajmująca się wywiadami z oczekującymi na karę śmierci więźniami, wychowuje samotnie syna i opiekuje się chorym ojcem. Syn z racji tego, że jest "mózgowcem" nie ma zbyt wielu kolegów i naturalnie w środowisku rówieśników jest traktowany jak odmieniec, w związku z czym zapisuje się na sztuki walki, a jego trenerem oraz mentorem zostaje Lance Dobson. Jak można się spodziewać między panem Dobsonem, a matką chłopaka zaczyna pojawiać się uczucie i wkrótce para się pobiera. Szczęśliwe zakończenie? Nie, to dopiero początek.
Po ślubie Lance z bezinteresownego, czułego i kochającego mężczyzny zmienia się w zaborczego i brutalnego tyrana, a biedna Kristin początkowo nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, do czego to wszystko zmierza. Zresztą - nawet, gdy rok po ślubie doskonale już wiedziała, że to co Lance robi nie jest normalne, co niby miała zrobić? Jej ojciec, Frank i syn Ryan uwielbiali Dobsona, który był dla nich taki, jak dawniej. Kobieta więc zrezygnowana, a także pełna obaw o życie ojca i syna zdecydowała się na takie rozwiązanie, które niestety wybiera większość kobiet w jej sytuacji - milczenie.
Szczęśliwie dla niej, mimo starannego ukrywania śladów pozostawianych przez męża - potwora, jeden z osadzonych więźniów dostrzega jej problem i postanawia jej pomóc. Kristin rzecz jasna nie wyobraża sobie, że mogłaby dopuścić się zbrodni, lecz co raz częściej zaczyna się zastanawiać nad słowami Harrisa. Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? Czy tylko w ten sposób uwolni się od brutalnego męża? I czy zdoła to zrobić?
Mury z pozoru są bardzo podobne do wielu tego typu książek. Jest ofiara, jest morderca i jest motyw. Jest jednak również coś, co sprawiło, że czytałam je od wschodu do zachodu słońca, nieustannie aż dotarłam do końca. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, co to takiego. Czy to styl autorki? Taki prawdziwy, niebanalny, lekki i przejmujący? Czy to główna bohaterka, która nie została stworzona jako cicha, nieśmiała myszka przeobrażająca się w lwicę, tylko właśnie jako lwica? Czy może tak bolesny i wciąż ukrywany problem z którym się borykała? Myślę, że wszystko to w jakimś stopniu się przyczyniło do tego, że nie mogłam się od niej oderwać.
Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Czarna Owca.
Panna Jagiellonka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz