Hanna Kowalewska - Tam, gdzie nie sięga już cień
poniedziałek, 24 września 2018
Niepokojąca nadmorska opowieść o miłościach, które nie powinny się wydarzyć.
Miłość i nadmorskie klimaty raczej kojarzą mi się z tandetnym love story o zagubionych duszyczkach. Jednakże mając już pewne doświadczenie z Wydawnictwem Literackim, które przekonało mnie do niejednej powieści obyczajowej, zdecydowałam się przekonać na czym polega fenomen Pani Hanny Kowalewskiej.
Młoda Warszawianka przyjeżdża do Jantarni - niechętnie, lecz na prośbę umierającej ciotki Berty, u której się wychowywała. Szybko zrozumiałam, dlaczego Inka tak bardzo nie chciała tam jechać, a także dlaczego przez dziesięć lat się tam nie pokazywała - tylko nieliczni mieszkańcy Jantarni nie patrzyli na nią z pogardą. Najważniejszy jest jednak powód, dla którego Berta sprowadziła dziewczynę w rodzinne strony - od lat skrywana rodzinna tajemnica. A może nawet nie jedna?
Kochani, na próżno szukać w Tam, gdzie nie sięga już cień tandety, wyświechtanych schematów i odkalkowanych bohaterów. Nieprzewidywalni i bardzo prawdziwi bohaterowie, orzeźwiający chłód Bałtyku i fabuła wciągająca w wir rodzinnych dramatów i sekretów - to zawartość tej niepozornej powieści.
Kilka splecionych ze sobą wątków i przeróżni bohaterowie, którzy wywoływali we mnie skrajne emocje. Chociażby Weronika mieszkająca z kocią ferajną po sąsiedzku - małomówna starsza kobieta, która kojarzy mi się z wiejską zielarką i wyrocznią - niemal czułam zapach tych wszystkich wspaniałych ziół zmieszany z zapachem palonego drewna w jej domu! Chciałabym mieć taką babinkę w swoim otoczeniu. Przeciwnie do niej, niechęć wywoływała u mnie Jadwiga Dominikowa. Jej podłość i bezczelność nie miała granic, nigdy żaden bohater książkowy nie wyprowadził mnie tak z równowagi jak ta okropna kobieta! O Zbyszku ciśnie mi się na usta wiele określeń, ale pozostanę przy draniu - choć jest to spore niedopowiedzenie. Rozkochał w sobie, poniżył i skrzywdził cztery kobiety nie mając kompletnie żadnych skrupułów, a po latach zamiast zdobyć się na słowo 'przepraszam' wciąż zachowywał się jak buhaj rozpłodowy.
Inka to główna bohaterka tej opowieści, której nie można odmówić charakteru - choć początkowo była ciepłą kluską. Młoda kobieta z tak ogromnym bagażem emocjonalnym, która dodatkowo na okrągło musiała znosić wredne gadanie Dominikowej, a później także towarzystwo i nachalne zachowanie przybranego brata, zaimponowała mi tym, że nie dała im wygrać i została - mam nadzieję na stałe.
Miłość i nadmorskie klimaty raczej kojarzą mi się z tandetnym love story o zagubionych duszyczkach. Jednakże mając już pewne doświadczenie z Wydawnictwem Literackim, które przekonało mnie do niejednej powieści obyczajowej, zdecydowałam się przekonać na czym polega fenomen Pani Hanny Kowalewskiej.
Młoda Warszawianka przyjeżdża do Jantarni - niechętnie, lecz na prośbę umierającej ciotki Berty, u której się wychowywała. Szybko zrozumiałam, dlaczego Inka tak bardzo nie chciała tam jechać, a także dlaczego przez dziesięć lat się tam nie pokazywała - tylko nieliczni mieszkańcy Jantarni nie patrzyli na nią z pogardą. Najważniejszy jest jednak powód, dla którego Berta sprowadziła dziewczynę w rodzinne strony - od lat skrywana rodzinna tajemnica. A może nawet nie jedna?
Kochani, na próżno szukać w Tam, gdzie nie sięga już cień tandety, wyświechtanych schematów i odkalkowanych bohaterów. Nieprzewidywalni i bardzo prawdziwi bohaterowie, orzeźwiający chłód Bałtyku i fabuła wciągająca w wir rodzinnych dramatów i sekretów - to zawartość tej niepozornej powieści.
Niczego nie wolno odkładać na potem. Nigdy nie wiadomo, czy jakieś potem jest nam przeznaczone.
Kilka splecionych ze sobą wątków i przeróżni bohaterowie, którzy wywoływali we mnie skrajne emocje. Chociażby Weronika mieszkająca z kocią ferajną po sąsiedzku - małomówna starsza kobieta, która kojarzy mi się z wiejską zielarką i wyrocznią - niemal czułam zapach tych wszystkich wspaniałych ziół zmieszany z zapachem palonego drewna w jej domu! Chciałabym mieć taką babinkę w swoim otoczeniu. Przeciwnie do niej, niechęć wywoływała u mnie Jadwiga Dominikowa. Jej podłość i bezczelność nie miała granic, nigdy żaden bohater książkowy nie wyprowadził mnie tak z równowagi jak ta okropna kobieta! O Zbyszku ciśnie mi się na usta wiele określeń, ale pozostanę przy draniu - choć jest to spore niedopowiedzenie. Rozkochał w sobie, poniżył i skrzywdził cztery kobiety nie mając kompletnie żadnych skrupułów, a po latach zamiast zdobyć się na słowo 'przepraszam' wciąż zachowywał się jak buhaj rozpłodowy.
Inka to główna bohaterka tej opowieści, której nie można odmówić charakteru - choć początkowo była ciepłą kluską. Młoda kobieta z tak ogromnym bagażem emocjonalnym, która dodatkowo na okrągło musiała znosić wredne gadanie Dominikowej, a później także towarzystwo i nachalne zachowanie przybranego brata, zaimponowała mi tym, że nie dała im wygrać i została - mam nadzieję na stałe.
Światłość wiekuista niechaj jej świeci. Światłość wiekuista - jakie to ładne określenie, ile w nim jasności, przestrzeni, nadziei.
Mieszkam w Karkonoszach, a Bałtyk znam jedynie z tej przyjemnej, ciepłej strony, podobało mi się więc, że autorka wyszła z tego schematu i poza chłodem bijącym od co drugiej osoby spotkanej na kartach tej powieści, umieściła akcję poza sezonem. Dzięki temu miałam okazję wyobrazić sobie, jak wygląda życie mieszkańców nadmorskich miejscowości, gdy wyjeżdżają ostatni turyści.
Podsumowując, mimo początkowych wątpliwości względem Tam, gdzie nie sięga już cień, uważam że to jedna z najlepszych i najpiękniejszych powieści o życiu, jakie miałam przyjemność czytać. Tak bardzo ludzkie dramaty, bohaterowie wzięci dosłownie zza płotu, trudne relacje i tajemnice, które jednych dzielą, a drugich łączą. Jestem zachwycona i wzruszona!
Bardzo dziękuję wydawnictwu Literackiemu za udostępnienie mi tej powieści.
Panna Jagiellonka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz